Ruszyła sesja - ten wyraz od dziesiątek lat budzi poruszenie i przerażenie wśród żaków. Za tym słowem kryją się przede wszystkim olbrzymie stresy, notatki liczone w tonach i osoby najgroźniejszych wykładowców. Egzaminatorów, o których krążą legendy, a samo brzmienie ich nazwisk budzi grozę wśród studentów, nie brak również na tarnowskich uczelniach.
Ilona jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Tarnowie. Uczelnię ukończyła przed trzema laty. O sobie mówi, że była dobrą i pilną studentką. Większość wykładowców nie zapisała się jednak specjalnie w jej pamięci.
- Jednego wręcz uwielbiałam, mimo jego specyficznego podejścia do egzaminów. Chodzi mi o profesora Bogusława Dunaja od gramatyki opisowej. Nazywam go nawet Mistrzem. Mawialiśmy, że niezbadane są wyroki Bogusława Dunaja - wspomina.
Na PWSZ żacy drżą także przed osobami Marcina Głodka (język angielski), Andrzeja Dąbrowskiego (elektronika) oraz Bronisława Kurka (grafika inżynieryjna).
- U profesora Kurka jak coś jest źle, to nie ma dyskusji. Jest źle i kropka. Koleżanka podchodziła do niego kilka razy z rysunkiem. Poprawiała według jego wskazówek i zawsze coś było niedobrze. W końcu przeszła pierwsza wersja rysunku - tłumaczy Krzysiek, student drugiego roku.
Na brak stresów nie mogą także narzekać osoby studiujące na Małopolskiej Wyższej Szkole Ekonomicznej w Tarnowie.
Kasia, mimo że twierdzi, iż na jej uczelni egzaminy są w większości "lajtowe", to woli nie zdradzać nazwisk. Nie chce również powiedzieć, na którym roku studiuje. - Lepiej dmuchać na zimne - dziewczyna stwierdza ze śmiechem. Wymienia dwa nazwiska. Radosława Pyrka (zarządzanie) oraz Anny Nowakowskiej (marketing).
- U tego pierwszego egzaminatora mniej więcej połowa zdaje dopiero za trzecim razem. Pani Anna z kolei zawsze mówi, że zdamy na piątkę, a jakbyśmy dobrze nie napisali to i tak jest maksymalnie czwórka - tłumaczy Kasia.
Agata, absolwentka tarnowskiego wydziału Wyższej Szkoły Biznesu, zapamiętała Jana Beliczyńskiego od zarządzania reklamą.
- Zasada była jedna - jeżeli nie przeczytałeś jego książek, to nie było szans zdać egzaminu - stwierdza dziewczyna.
Ania na WSB studiuje od niedawna. Starsi koledzy przestrzegli ją przed Haliną Łyszczarz (logistyka). - Do pierwszego razu sztuka. Podobno kolejne podejścia do egzaminu u niej są niezwykle trudne - kończy.
Wykładowcy odpowiadają - jeżeli ktoś pilnie się uczy, to nawet najbardziej wymagający profesor nie będzie mu straszny. Stara prawda mówi jednak, że na piątkę umie Pan Bóg, na czwórkę profesor, a student... To się okaże po sesji.
Jak studiował...
Adam Bartosz, dyrektor Muzeum Okręgowego w Tarnowie: - Studia wspominam jako świetną zabawę. Ukończyłem je przed terminem. Pamiętam tylko zabawne anegdotki. Otóż, uczył nas profesor Andrzej Waligórski. Był on antropologiem wykształconym w Wielkiej Brytanii i mężczyzną o potężnych gabarytach. Służył również w tamtejszej kawalerii. Mówił o sobie, że na brytyjskim koniku czuje się jak na psie, gdyż stopami sięgał do ziemi. Pewnego razu zdawaliśmy u niego egzamin ze studentem z Kenii, który nie dość, że słabo mówił w innych językach, to jeszcze niewiele umiał. Profesor miał problem z komunikacją, więc spytał go, z jakiego jest plemienia. Jak się okazało prof. Waligórski biegle władał tym językiem i tak wyszedł na jaw brak wiedzy naszego kolegi z Kenii.
Kto musi dopłacić do podatków?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?